Dwie Córki

Dwie Córki

wtorek, 27 stycznia 2015

Love Baby Wearing

Obie córki noszone. Starsza trochę mniej przeze mnie, ale dużo przez Pana Ojca. Dopóki sama nie stanęła na nogi "podwójny iks" rządził. Mieliśmy oczywiście również wózek. Jak na pierwsze dziecko przystało - wielki, solidny, 3-funkcyjny, polskiego producenta. Mercedes na skrętnych kołach. Plus obowiązkowo lekka, zwinna, miejska spacerówka-parasolka, wymiarami pasująca do mikrobagażnika naszego auta.

Druga córka noszona cały już-prawie-rok. Z początkiem u Taty (jednak lęk jakiś z tyłu głowy, że te moje cycki nadal duże i gdzie ona mi się tam zmieści?!), potem już tylko u mnie. I jakoś, słuchajcie, mieści się.

I tak - naprawdę nie mamy wózka. Naprawdę nie używamy wózka. Dalia przejechała się dwa razy pożyczoną spacerówką jak miała 7 miesięcy, bo Babcia chciała zrobić z wnuczkami lans na dzielni. Postarszakowa parasolka kurzy się w piwnicy - a nóż widelec jeszcze się przyda. Jak nie nam, to komuś. Lubimy wymianę sprzętów dzieciowych z dzieciami znajomych.

Jestem orędowniczką noszenia dzieci, prawidłowego noszenia, chustowania, motania, przywiązania. Płaczę oglądając zwisające bobaski przodem do świata, a także te tyłem wsadzone w sztywne nosidło z wąskim panelem podpupnym... Płaczę, ale już odpuściłam krucjatę. Nie piszę, nie mówię, nie zwracam uwagi. Jeśli samą swoją postawą zainspiruję kogoś do pogłębiania wiedzy pt. "dlaczego moje dziecko w nosidle wygląda inaczej niż jej" - to już będzie sukces. Świata nie zmienisz, ale nosidło mółgbyś - zrobię takie koszulki.

Tymczasem piękne zdjęcia od Justyny z Lovebabywearing pstrykane dla Mokosh Wrap. 
Częstujcie się <3







PS. A tak serio to korzystam z wózka. I to na co dzień. Poważnie. Jakoś trzeba te zakupy z warzywniaka do domu przytaszczyć (klik) :)

czwartek, 15 stycznia 2015

Taka Matka

Kim ja jestem?

Zwykle takie myśli nachodzą mnie gdy mam pms, spadek formy lub kończy mi się macierzyński. A dziś mam chyba te wszystkie trzy rzeczy na raz.

Co ja takiego osiągnęłam w życiu?

Pytałam się o to w maju, gdy o 6:25 wskazówka zegara bezlitośnie przypomniała, że właśnie mija trzydziesta rocznica moich narodzin. Pytam się o to teraz, gdy za niecałe cztery miesiące stuknie 31, a za chwilę, ani się nie obejrzę, będę dmuchać czterdzieści świeczek. Pięćdziesiąt? Dobra, zagalopowałam się.

W czym ja tak właściwie jestem dobra?

Niczym człowiek renesansu - śpiewam, tańczę i maluję. No nie do końca, ale znacie definicję w całości. Tak się czuję. Niby wszechstonnie uzdolniona, wykształcona, w kwiecie wieku, a jednocześnie dupa taka, która nic nie potrafi zrobić na 100%, ale za to sto rzeczy robi na 91%. 

Zawsze miałam takie wyobrażenie o swoim życiu, że... No dobra! Zawsze uważałam, że 30 lat to ojesuuuu ile? Dinozaur! To tacy ludzie istnieją? Ale zawsze miałam wyobrażenie, że będę miała przystojnego męża, trójkę dzieci (w tym bliźniaki oczywiście), dom z ogrodem, samochód albo dwa, fajną pracę, wakacje w tropikach i mnóstwo znajomych. I że będę obrzydliwie szczęśliwia. 

Co się sprawdziło? Mąż jest. Przystojny? No, ujdzie. Żartuję - bardzo. Dzieci? Dwójka, trzecie raczej niet. Dom? Małe mieszkanie z kredytem na milion lat. Ogród? Mini balkon z roślinami w doniczkach. Samochód? Prezent ślubny od moich ukochanych Dziadków. Wakacje w tropikach? Wolimy Skandynawię. Znajomi? Czas (i dzieci) zrobił skuteczny odsiew - Ci prawdziwi pozostali.

Czy jestem szczęśliwa? Obrzydliwie. 

Ale przychodzi taki dzień jak dziś, jak moje ostatnie "codziennie". Że myślę. Że podsumowuję. Ża zastanawiam się. Co Ty do cholery zrobiłaś w tym życiu dobrze? W czym jesteś tak zajebista, że na starcie kasujesz konkurencję. Robisz tyle rzeczy, a czy którąś z nich dociągnęłaś z mega wynikiem do końca? Wszystko na pół gwizdka, wszysto w półśrodkach. Mam tyle myśli w głowie, pomysły buzują, ale zawsze znajdę jakąś przeszkodę. Coś, co uniemożliwi mi dalsze działanie. Bo tego jeszcze nie umiem. A bo tego to musiałabym się nauczyć. A tego nie mam, trzeba by kupić, znowu zainwestować. Nie mam czasu. Mam inne rzeczy na głowie.

I. Tak. W. Kółko. Ze wszystkim!

Ileż można. 

Dość czekania, marudzenia, zastanawiania się. Dość niepewności i ostrożności. 

2015 j e s t  m ó j !

piątek, 9 stycznia 2015

Systematyczność

Oto moje postanowienie noworoczne. Jasne, że fajnie byłoby jeszcze schudnąć i zrealizować parę marzeń, ale powiedzmy sobie wprost - to też podchodzi nieco pod tytuł posta, a dodatkowo przecież co roku to powtarzam. Co roku robię to samo, tak samo, a w tym chcę coś innego, inaczej.

Za miesiąc kończy się mój urlop macierzyński. Jako przedsiębiorca nie mam prawa do wychowawczego, ale nie wyobrażam sobie oddać mojej małej córeczki do żłobka czy pod opiekę (a raczej - na wychowanie) niani. Szukam więc swojej drogi. Robię listy, spisuję za i przeciw. Milion myśli, dwa miliony pomysłów, a czasu jak na lekarstwo. Wiedziałam, że ten dzień nadejdzie, ale nie sądziłam, że tak szybko.

Dalia kończy rok. Za miesiąc będę dmuchać balony i piec ciasto z jedynką na górze. Jeszcze nigdy rok nie minął mi tak szybko. Odsuwałam ten moment jak długo mogłam (k l i k), ale dziś przychodzi mi zmierzyć się z nim twarzą w twarz... 2014 był naprawdę wporzo - z kolei w 2013 jedyną dobrą rzeczą jaka mnie spotkała była ciąża. Jednak od tego momentu czasoprzestrzeń zagięła się i mam wrażenie wpadłam w czarną dziurę, gdzie pojęcie czasu, daty, godziny przestaje mieć sens, gdzie wszystko zlewa się w jedno.

Dopiero był luty, a tu kolejny styczeń za moment się skończy. Żyję w chaosie trzymanym w ryzach przez telefoniczny google calendar. Planuję przyszłość jednocześnie robiąc listę zakupów. Przewijam córkę równocześnie włączając pralkę. Zaprzyjaźniłam się z szopingiem online, bo na chodzenie po centrach handlowych zwyczajnie nie starcza dnia. Dostałam w końcu osobistą kartę Multisporta i w tym całotygodniowym zgiełku mam zamiar wyhaczyć jeszcze trzy godziny na ćwiczenia. Tyle o mnie. A gdzie czas dla córek? Starszak z pewnością chciałby po przedszkolu potaczyć czy pobiegać. Młodej na razie wystarczy cycek i patrzenie na kotki, ale fajnie by było pójść z nią popływać na bobasowy basen. 

Jak to zrobić? Jak być mamą, która ma czas dla dzieci? Jak być żoną z wyprasowaną koszulą i gorącym obiadem dla męża? Jak być kochanką z zawsze wydepilowanymi nogami? Jak przywrócić kaloryfer na brzuchu nie rezygnując tym samym z szeregu innych, ważnych spraw? Jak dbać o wszystkich przyjaciół, jak pamiętać o znajomych, jak móc zaplanować spotkania z nimi, by żaden nie czuł się pominięty? Jak to wszystko rozplanować, by mieć czyste okna i wyszorowaną łazienkę jednocześnie? Jak to jest... 

Czy chcę usiąść na kanapie i powiedzieć "nudzi mi się, nie mam co robić"? Nie. Ale o losie, proszę - ześlij mi jakiś magiczny kalendarz, który tak rozpisze tydzień, że znajdę jeszcze tą jedną godzinę na regularne pisanie postów.